Moja droga do Szkoły Street Dogs Szkolenie Psów

 Moja droga do Szkoły Street Dogs Szkolenie Psów

Grzegorz Mieszczanin, założyciel  Szkoły Street Dogs Szkolenie Psów, postanowił podzielić się z nami historią swojej pasji i opowieścią o budowaniu własnej marki.

Moja historia z hodowlą i szkoleniem psów tak naprawdę rozpoczęła się wiele lat temu. Odkąd sięgam pamięcią, psy   zawsze towarzyszyły mojemu życiu i stanowiły jego sens, chociaż przygoda z nimi rozpoczęła się dość niespodziewanie. W pewien wieczór koleżanki przyniosły  do domu kundelka znalezionego w pudełku pod kościołem. Wiedziały, że moja kuzynka szuka psa. Od razu zakochałem się  w tym szczeniaczku i postanowiłem, że za wszelką cenę musi u nas zostać. Po kąpieli piesek dostał ciepły kocyk, miskę z wodą i jedzonkiem. Moim sercem targała obawa przed tym, co będzie dalej,  ponieważ  tata zawsze był przeciwny zwierzętom w domu. Po kilku ciężkich  godzinach rozmów ojciec zgodził się, by pies z nami został! W moim życiu dziesięciolatka zapanowała wielka  radość! Niestety, nie trwała ona długo. Kiedy pies miał niespełna 2 lata, zginął pod kołami samochodu. Ukochany przyjaciel odszedł, lecz miłość do psów została ze mną na całe życie.  Po tym smutnym wydarzeniu zdecydowaliśmy się na adopcję psiaka ze schroniska.

Ciężkim, lecz przełomowym momentem w moim życiu, była śmierć ojca. Wówczas podjąłem decyzję o zakupie pierwszego owczarka niemieckiego. Była to krótkowłosa suczka o imieniu Dina. Nie miałem wtedy jeszcze sprecyzowanej wizji swojej przyszłości. Dużo czytałem na temat  psów i szkoleń.  Nie było wtedy tak łatwego dostępu do informacji jaki mamy obecnie dzięki Internetowi. Wiedzę czerpało się z książek, więc jej poszerzanie wymagało poświęcenia sporej ilości czasu na znalezienie wartościowej i przydatnej lektury. Ten świat zaczął mnie wciągać coraz bardziej. Pustka po śmierci mojej  matki sprawiła, że zdecydowałem się  na dopuszczenie Diny. Z pierwszego miotu został u nas Ares i od tego właśnie momentu  zaczęła się nasza wspólna przygoda. Miałem wówczas jakieś 22, może 23 lata i uświadomiłem sobie, co chcę robić w życiu.

Psy były dla mnie naturalnym wyborem, po prostu  wiedziałem, że moje życie musi być z nimi związane. Ares to moja duma  i pierwszy wyszkolony  przez mnie z zakresu posłuszeństwa  i obrony pies.  Ares ma obecnie  12 lat i jest okazem zdrowia. W pewnym momencie mojego życia stwierdziłem, że chce  czegoś więcej. Miałem duży dylemat. Kochałem owczarki niemieckie i uwielbiałem  z nimi pracować, ale od dawna podobały  mi się również  owczarki belgijskie. Zdroworozsądkowo stwierdziłem, że mimo wiedzy i pewnego doświadczenia nie jestem jeszcze gotowy na tę rasę. Postanowiłem jednak zrobić sobie wspaniały prezent urodzinowy i przyjechałem do domu z długowłosym owczarkiem niemieckim – Diną.

Rozpoczęliśmy kurs z posłuszeństwa, chwilę  później kurs obrony. W międzyczasie zakupiłem drugą suczkę, była to Gaja… Do dnia dzisiejszego jest mi o tym ciężko mówić, łamie mi się głos i chociaż minęło tyle czasu, jest we mnie bardzo dużo emocji… Gaja miała ZNT (zewnątrzwydzielnicza niewydolność  trzustki). Półroczna walka o jej życie nic nie dała… W klinice dowiedziałem się,  że najlepsze co mogę zrobić dla mojej psiej przyjaciółki  to eutanazja… Mój  świat się zawalił… Pytanie myśleć o sobie czy o przyjacielu… Sześć razy byłem pod gabinetem i nie dałem rady przekroczyć  progu… Wiedziałem,  że moja przyjaciółka bardzo cierpi i cierpiałem wraz z nią. Z miłości do niej odstawiłem swój egoizm na boczny tor.

Po eutanazji przez długi czas nie potrafiłem się pozbierać. Siłę dodawały mi Dina i praca. Po kilku miesiącach otrząsnąłem się i postanowiłem działać. Zarejestrowałem hodowlę WILKI Z PODGÓRZA. Wkrótce trafił do nas długowłosy owczarek niemiecki Orin. W międzyczasie Dina urodziła pierwsze szczeniaczki. Z tego miotu została u nas Assuria Wilki z Podgórza Vel Aśka. Dla mnie osobiście rozpoczął się kolejny etap rozwoju. Postawiłem na szkolenia i wystawy. Moje życie nabrało barw, robiłem to co kochałem. Przed pandemią zaliczyłem 26 wystaw z dwoma psami. Wywalczyliśmy kilka Championatów, szkolenia szły pełną parą,  było jak w bajce! Jednak nawet w bajkach zdarzają się smutne chwile… W trakcie snu odszedł na tęczowy most kochany Orin. Miał wówczas niespełna 5 lat… Życie podcięło mi skrzyła, ale nie mogłem się poddać. Wiedziałem, że mam dla kogo żyć, moje  dwie dziewczyny Diana i Assuria potrzebowały mnie równie mocno jak ja ich. Zająłem się wtedy na 200%  swoją pracą  i pracą z psami. Przyszedł czas wystaw. Pewnego razu otrzymałem  propozycję przygotowania pokazu z zakresu z posłuszeństwa i obrony. Pierwszy pokaz został fantastycznie przyjęty, wszyscy byli  zachwyceni, a współpraca z organizatorami do tej pory układa się idealnie. Kolejny pokaz odbył się na  spacerze organizowanym w Blachowni. Moje życie wreszcie wyrwało do przodu i nabrało barw! Pewnego razu otrzymałem niezwykłą propozycję i zostałem  asystentem sędziego kynologicznego!!! Myślałem, że nic już mnie lepszego nie spotka… Pewna osoba  przemówiła mi do rozumu… powiedziała bardzo mądre słowa, które na zawsze pozostaną  w moim sercu… i  nakłoniła do  otwarcia własnej szkoły. Poszedłem w tym kierunku i nie żałuję  tej decyzji! Dzięki tej Ważnej Osobie powstała Szkoła Street Dogs Szkolenie Psów.

Czasem chaos w życiu i przykre doświadczenia zacierają nam wytyczone ścieżki. Z perspektywy własnych przeżyć powiedzieć mogę, iż moja osobista droga do sukcesu była kręta i zawiła. Nie raz i nie dwa miałem ochotę się poddać. Kiedy jednak patrzę wstecz z dzisiejszej perspektywy, moje ciężkie doświadczenia postrzegam jako ścieżkę, która doprowadziła mnie w to niezwykłe miejsce i uczyniła człowiekiem całkowicie oddanym swojej pasji. Czasem szturmem, a czasem małymi kroczkami, zawsze powinniśmy podążać do naszego celu.

 A celem  Street Dogs jest bycie w czołówce!

Grzegorz Mieszczanin – Szkoła Street Dogs Szkolenie Psów

 

 

Robert Wyrostkiewicz

Zobacz także