Inspekcja Weterynaryjna zawiadamia policję o działaniach Straży dla Zwierząt!

 Inspekcja Weterynaryjna zawiadamia policję o działaniach Straży dla Zwierząt!

Mateusz Janda najpierw w trybie interwencyjnym zabrał zrozpaczonemu staruszkowi spod Radomia zwierzęta gospodarskie, a potem wystawił ogołoconemu człowiekowi mieszkającemu w domku-ruinie na wsi fakturę za opiekę nad zabranymi mu zwierzętami na kilkaset tysięcy złotych! Część zwierząt miała wrócić do rolnika dopiero po decyzji sądu. Jaki był los „uratowanych” przez Jandę ze Straży dla Zwierząt „braci mniejszych”? Trafić miały m.in. do ośrodka resocjalizacyjno-socjalizacyjnego przy zakładzie karnym w Stawiszynie, gdzie Straż dla Zwierząt prowadziła resocjalizację osadzonych poprzez kontakt ze zwierzętami… Tyle, że znaczna część zwierząt zwyczajnie Jandzie zdechła, a żyłaby zapewne w dobrym zdrowiu, gdyby komendant Straży zostawił je u rolnika, który zdaniem Jandy źle się ze zwierzętami obchodził.

„U Piwowarczyka (rolnik spod Radomia ogołocony przez Jandę – dop. Red.) w ciągu pięciu lat pada jedna sztuka bydła, natomiast wśród zwierząt odebranych przez Straż dla Zwierząt w Polsce zginęło w ciągu dwóch lat 50 procent. Nie znamy losu drugiego konia. Także po bodajże sześciu tygodniach padła też połowa świń”

– mówił w programie „Alarm” TVP w maju tego roku Artur Mroczkowski, inspektor weterynaryjny w Radomiu.

Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Radomiu zajmował się sprawą, ponieważ rolnik pochodził z miejscowości podradomskiej, jednak ośrodek Służby Więziennej w Stawiszynie, gdzie Straży dla Zwierząt wydzierżawiono grunta i mienie, podlega już Powiatowemu Inspektoratowi Weterynarii w Białobrzegach.

Jak ustaliliśmy, instytucja ta w maju złożyła na policji w Białobrzegach zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia przez Straż dla Zwierząt.

„Zawiadamiam o podejrzeniu popełnienia wykroczenia z art. 85 ust. 1 pkt 2b ustawy z dnia 11 marca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych (…): „Kto uchyla się od obowiązku informowania powiatowego lekarza weterynarii o każdym przypadku padnięcia bydła, owiec lub kóz – podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo karze grzywny””

– czytamy w zawiadomieniu białobrzeskiego Inspektoratu.

Chodzi o to, że Straż dla Zwierząt w osobie swojego komendanta Mateusza Jandy, zwróciła rolnikowi spod Radomia zabrane mu zwierzęta, jednak tylko część. Janda oświadczył, że reszta zwierząt mu zwyczajnie padła. Powiatowy Lekarz Weterynarii sprawdził jednak, że do ARiMR w Białobrzegach Janda zgłosił jedynie 7 padłych sztuk bydła, a sam przyznał, że padło pod jego „opieką” aż 11 sztuk. Co z resztą zwierząt, nie mówiąc o trzodzie chlewnej?

Z naszych ustaleń wynika, że dzisiaj w Stawiszynie nie ma już żadnych zwierząt Jandy i jego Straży. Został tylko jeden koń. Ten musi zniknąć po 30 września, ponieważ Służba Więzienna podziękowała Jandzie za współpracę i dała czas na wyprowadzkę do końca tego miesiąca.

„Dobrze, że Służba Więzienna otworzyła oczy na to, komu robiła darmową reklamę. Dobrze, że sprawą działań Straży dla Zwierząt zajęli się politycy, m.in. minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, poseł Bartosz Kownacki czy europoseł Zbigniew Kuźmiuk. To także zasługa takich ludzi jak Maria Sowińska ze Stowarzyszenia Pokrzywdzeni przez System, kobieta, która od lat bezinteresownie zajmuje się pomaganiem bezdomnym psom i kotom i jednocześnie obnaża biznesy, nieuczciwości, kontrowersje różnych organizacji mieniących się prozwierzęcymi”

– mówi Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.

Straż dla Zwierząt przez lata była medialnym majstersztykiem. Nazwa imitowała instytucję państwową, a prezes ubrał swoich działaczy i siebie w mundury imitujące służby oraz wystosowywał pisma mogące do złudzenia budzić skojarzenia z decyzjami administracyjnymi. Janda specjalizował się w pozyskiwaniu pieniędzy poprzez liczne zbiórki oraz w interwencjach (zabieraniu zwierząt ich posiadaczom pod pretekstem niewystarczającego dobrostanu, o czym wielokrotnie decydowano bez udziału służb weterynaryjnych, na bazie własnego „widzi mi się”).

Na zdjęciu otwierane z hukiem w 2015 r. „pierwsze w Polsce i Europie Centrum Resocjalizacji i Socjalizacji przy Zakładzie Karnym w Stawiszynie”. O jego zamknięciu w atmosferze skandalu nie jest już tak głośno…

Za prostozmostu.net

fot. za sdz.pl

Zobacz także