„Do Rzeczy”: Ardanowski, futerkowcy i hodowcy psów rasowych z PPK powstrzymali „Piątkę dla zwierząt”!

 „Do Rzeczy”: Ardanowski, futerkowcy i hodowcy psów rasowych z PPK powstrzymali „Piątkę dla zwierząt”!

Nasza rola w walce z dyskryminacyjnymi zapisami sławetnej „Piątki dla zwierząt” pojawiła się na portalu Dorzeczy.pl związanym z tygodnikiem „Do Rzeczy”. Dziennikarz wspomina o roli hodowców psów rasowych w kontekście sprawy podsłuchiwania Pegasusem byłego ministra Rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Ten ostatni nie tylko był przeciwnikiem „Piątki”, ale też poparł manifestację zorganizowaną przez Polskie Porozumienie Kynologiczne wobec planów monopolizacji kynologii w rękach Związku Kynologicznego w Polsce.

„(…) przejdźmy na jeden z mało znanych (a jakże licznych) lobbingów z „Piątki dla zwierząt”. Psy rasowe. Był tam taki „mądry” zapis, że oto po wejściu w życie „Piątki” rasowymi byłyby tylko psy zrzeszone w Związku Kynologicznym w Polsce. Czyli z dnia na dzień dziesiątki tysięcy psów z rodowodami stałoby się kundlami. Zważywszy, że jeden szczeniak rasowy to zazwyczaj od 2 do 10 tys. zł., to monopolizacja rynku kynologicznego w skali roku sięgnęłaby po dziesiątki milionów złotych! I pomimo że „aferę kundelkową” w Wirtualnej Polsce nagłośnił Piotr Kłosiński, prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego i wiceprezes World Kennel Union, i gdyby nie lobbing „futerek” oraz protesty rolników (to w nich uderzały najbardziej zapisy „Piątki”), a także twardy sprzeciw Ardanowskiego, te psie miliony trafiłyby do jednej organizacji będącej de facto stowarzyszeniem!”

– napisał Jakub Zgierski z Dorzeczy.pl w artykule „Pegasus, psy i najnowszy cichy tryumf futerkowców”.

Ile takich lobbingów zatrzymał opór zdymisjonowanego Ardanowskiego? – pyta dziennikarz. „Kto wie, może kiedyś w futurystycznym IPN XXII wieku ludzkość przeczyta o tym, analizując zapisy Pegasusa, a w nich stenogramy z rozmów podsłuchiwanego ministra Jana Krzysztofa Ardanowskiego i kynologa Piotra Kłosińskiego, a nie tylko narcystycznego Romana Giertycha i śmietanki opozycyjnej”.

„Ardanowski popierał protest przeciwko „Piątce dla zwierząt” Polskiego Porozumienia Kynologicznego. Wysłał nawet list poparcia dla protestu Kłosińskiego. Wiadomo jednak, że medialnym atraktorem numer jeden były futerka i ubój rytualny. Te pierwsze wygrały na całej linii. Po raz kolejny. Ten tryumf stał się faktem – czego nikt nie zauważył – właśnie teraz, 30 stycznia 2022 roku, kiedy podczas VIII Kongresu Rolników RP przemawiał Sławomir Izdebski, wcześniej persona non grata, a dzisiaj aktywista potrzebny dla PiS, które zaorało swój własny wiejski elektorat fatalną „Piątką”. Po Izdebskim przemawia premier Morawiecki, następnie minister rolnictwa Henryk Kowalczyk (przeciwnik „Piątki dla zwierząt”!), a wszystko poprzedza film o polskim rolnictwie, którego koroną jest przemysł futrzarski. Opowiada o tym dyrektor od „futerkowców” Marek Miśko, a tuż za premierem siedzi spokojnie Szczepan Wójcik, król polskich futerek. I wszyscy wiedzą jedno: albo PiS odzyska rozum, albo znowu jakiś wegetariańsko-prozwierzęcy pomysł rozbije partię władzy tak, że nic nie scali już jej większości i tym bardziej poparcia na wsi”

– czytamy na Dorzeczy.pl

Czy będzie kolejna „Piątka dla zwierząt”? Zdaniem autora tekstu zabieranie zwierząt przez pseudoinspektorów-aktywistów, miliony ukryte w kynologii (monopolizacja rodowodów), udawana walka z bezdomnością zwierząt, to wielomilionowy rynek, po który za pomocą polityków będą na pewno chciały jeszcze raz sięgnąć różne organizacje typu Fundacja Viva! czy Otwarte Klatki.

„Nie tylko psy i futerka są w grze. To także miliony zysków tzw. petbiznesu. Pamiętajmy, że w pierwotnych „piątkowych” założeniach (zlikwidowanych dzięki przytomnej interwencji posła Jana Dudy z PiS) organizacje prozwierzęce miały dostać przywileje niemalże służb specjalnych. Wchodzić na czyjeś podwórko na legitymację z drukarki i z pieczątka z kartofla „Inspektora ds. zwierząt” i bez decyzji sądu, prokuratury, policji, inspekcji weterynaryjnej zabierać zwierzęta na podstawie swojej subiektywnej oceny. Czyli różne wegetariańskie aktywistki miałyby decydować, czy dana krowa jest w dobrym czy złym stanie zdrowia… Jeśli w złym, to na pakę. Oczywiście w tle tej nowelizacji czaiły się tysiące, setki tysięcy złotych. Dla naiwnych lub nieświadomych – prosta informacja. Jeden zabór stada krów czy dużej psiej hodowli (np. pomeranianów) to są dziesiątki tysięcy złotych! Opłaca się zabieranie zwierząt? Bardzo! Stowarzyszenie rejestrowe Pogotowie dla zwierząt zabierało je masowo (np. odbierając ze względu na niby złe warunki psy rasowe, a zostawiając gospodarzowi kundelka, czyli psa bez wartości rynkowej). Prezes Pogotowia otrzymał kilka wyroków, sąd zdelegalizował mu organizację, ale założono drugie Pogotowie dla zwierząt (tylko już jako stowarzyszenie zwykłe) i strzyżenie baranów trwa nadal, a skazany za kradzieże zwierząt Prezes dalej bryluje w TVN jako prozwierzęca gwiazda. Nadanie im super praw to kolejne setki tysięcy dla aktywistów, dlatego pokusa, by do „Piątki” wrócić, by na Nowogrodzkiej zagrać na nucie prozwierzęcego sentymentu Prezesa, będzie ogromna. Czy do tego dojdzie? Czas pokaże”

– napisał Jakub Zgierski z Dorzeczy.pl

Jeśli to się stanie, to w tym roku. Raczej nikt tematu zwierząt (a tym bardziej zwierząt futerkowych) nie odważy się dotknąć przed kolejnymi wyborami. Oby tym razem politycy mieli więcej oleju w głowach.

Dorzeczy.pl/RW

fot. collage logotyp „Do Rzeczy”/Pixabay.com

Czytaj także:

 

Zobacz także